HEADY PARKINNEPOLECANEŚWIAT

Krótka rozmowa z Ukraińskim Żołnierzem

Osoba, z którą została przeprowadzona nasza krótka rozmowa, nie będzie  ujawniać nazwiska ani wizerunku. Przedstawia się, jako były dziennikarz, broniący dziś swego kraju jako żołnierz.

Red.: To nie wywiad, lecz krótka rozmowa. Nie chcemy zdradzać dokładnych informacji wojennych. Chcemy przeprowadzić luźną rozmowę. Cóż, może zaczniemy od…

Sergij: Mogę, więc powiedzieć osobiście od siebie, a nie od jakiejś struktury. Przed wojną byłem dziennikarzem, ale wraz z początkiem inwazji na pełną skalę zostałem żołnierzem. To jest moja osobista opinia.

Red.: Jak duże są straty spowodowane wojną na Ukrainie?

Sergij: Nie wiem, jak duże są straty – nie mam takich liczb, ale z tego, co osobiście widziałem, słyszałem i doświadczyłem – to setki miliardów dolarów.

Oprócz strat materialnych istnieją liczne inne straty – zabitych naszych żołnierzy i cywilów a także poniesione przez imigrantów, którzy uciekli przed wojną. To realna strata demograficzna. Dlatego po zwycięstwie będziemy musieli pomyśleć o powrocie tych, którzy wyjechali.

Red.: Jaka jest sytuacja narodu Ukrainy.

Sergij: Mieszkańcy Ukrainy są codziennie zagrożeni atakami terrorystycznymi ze strony kremlowskich terrorystów. Zagrożenia te odczuwają nie tylko mieszkańcy terenów przygranicznych czy frontowych, ale także głęboko na tyłach, nawet na terenach graniczących z Polską. W ubiegłym roku, jak pamiętamy, rosyjskie rakiety [wystrzelone przez Ukraińców – przyp. red.] przyleciały do Polski.

Ogólnie rzecz biorąc, możemy dużo mówić o sytuacji, ponieważ atak Moskwy na Ukrainę przerwał wiele zwykłych, mierzonych rytmów życia, zamieniając je w piekło. Biznes, sprawy rodzinne – wszystko poleciało w otchłań wojny. I jak widział cały świat – Ukraina karmi jedną trzecią planety. Bez naszej żywności setki milionów ludzi na całym świecie nie mogą żyć.

Jednak teraz światowi przywódcy muszą myśleć nie o innych krajach, ale o Ukraińcach, którzy powstrzymują pochopną inwazję.

Red:. Czego ludność potrzebuje najbardziej?

Sergij: Przede wszystkim Ukraina musi pokonać wroga. Nasz kraj i cały naród potrzebują, w końcu – pokoju – braku ataków rakietowych, działań wojennych, strat na frontach, spokojnego i stabilnego życia. Ale wszyscy rozumieją, iż wszystko to nadejdzie dopiero wraz z pokonaniem kremlowskiego imperium zła. Jeśli dasz im spokój, znów będą się rozpychać.

Wśród innych pilnych potrzeb – najpotrzebniejszych – trzeba funduszy, pomocy humanitarnej w najbardziej potrzebnej wersji, wysokiej jakości żywności, ponieważ wielu mieszkańców na okupowanych terytoriach głodowało pod okupacją Kacapów.

Ale mimo to ludzie są gotowi znieść brak wszystkiego, jeśli tylko zachodni sojusznicy zapewnią nam niezbędną broń. Bo bez tego nie będziemy w stanie pokonać wroga i wyzwolić okupowanych terytoriów.

Red.: Czy Ukraina wygra wojnę?

Sergij: Oczywiście, że wygrywa i wygra. Jesteśmy skazani na zwycięstwo, w przeciwnym razie po naszej klęsce zostaniemy zniszczeni. A po Ukrainie Kacapy popędzą do Polski, krajów bałtyckich i „do Berlina” aż do kanału La Manche.

 

Red.: Mieszkasz na Ukrainie? Jak radzisz sobie z szarą codziennością?

Sergij: Mieszkałem i mieszkam na Ukrainie. Dni powszednie nie są szare – w końcu od pierwszego dnia biorę udział w wojnie na różne sposoby. Aby życie nie było szare – staram się uzyskać ciepło od bliskich – krewnych, ukochanych kobiet, przyjaciół, braci. Pomagaj zawsze tym, którzy pilnie tego potrzebują.

Red.: Jak wygląda pomoc humanitarna dla Ukrainy?

Sergij: Ja sam nie dostaję pomocy humanitarnej – jestem wojskowym, jesteśmy zaopatrywani przez państwo i wolontariuszy. Jednak przez krewnych i znajomych mogę ocenić, jak inni to dostają. Ogromny wkład w pomoc potrzebującym od pierwszych dni wnieśli i zapewnili ukraińscy wolontariusze – zwykli ludzie różnych zawodów, którzy, zdając sobie sprawę z potrzeby pomocy innym, zaczęli samodzielnie zapewniać matkom karmiącym, emerytom, niepełnosprawnym i innym kategoriom ludności o niskich dochodach. Nawiązali również kontakty ze strukturami międzynarodowymi, aby pomóc wszystkim, którzy tego potrzebują, później – na terytoriach okupowanych, które ucierpiały z powodu agresji Kacapów.

Większość organizacji sama dystrybuuje pomoc wolontariuszy – aby lokalni urzędnicy nie mieli ochoty jej ukraść. Niestety, nasze państwo kieruje teraz wszystkie swoje siły, w tym organy ścigania, na walkę z okupantami i kolaborantami. Dlatego nie mają czasu i energii na walkę ze skorumpowanymi urzędnikami i malwersantami. Społeczeństwo kontroluje te procesy, jednak w terenie nie zawsze jest to możliwe. Dlatego znajomi zgłaszają, iż sami wspierają fundusze, które nie działają za pośrednictwem urzędników w terenie, ale bezpośrednio dystrybuują pomoc humanitarną za pośrednictwem swoich oddziałów.

Z tego, co słyszałem, mogę powiedzieć, że różne struktury międzynarodowe bardzo konkretnie udzielają pomocy ludności, zwłaszcza na terytoriach okupowanych.

Red.: Na koniec dodaj coś od siebie, proszę.

Cieszę się, że Polska stała się nie tylko naszym sojusznikiem, ale być może jednym z najważniejszych rzeczników Ukrainy i broni naszych wspólnych interesów w Parlamencie Europejskim i innych strukturach międzynarodowych, które zostały tak zniszczone przez korupcję. Gdzie, jak widzimy, krwawe dolary naftowe i gazowe Kremla kupiły sobie nie tylko drobnych polityków, ale także przywódców krajów. Ukraińcy widzą tę pomoc ze strony Polaków, a także rządów i narodów Litwy, Łotwy i Estonii. I jesteśmy wam za to niezmiernie wdzięczni. Aktywnie nam pomagacie, bo rozumiecie, iż po wchłonięciu Ukrainy i ludobójstwie ludności Kacapowie mogą okupować Polskę i kraje bałtyckie.

Jak dla mnie – ta sytuacja doskonale pokazuje, że powinniśmy stworzyć własną unię, konfederację, a nawet inną formę organizacji – Międzymorze – sojusz narodów od państw bałtyckich po Morze Czarne i Adriatyckie. Razem będziemy więc mogli bronić naszej niepodległości, tożsamości – odmiennej od dzikiej moskiewskiej i obcej atlantyckiej polityki neomarksizmu – narodów Europy Środkowej i Wschodniej. Oprócz wielkiej potęgi militarnej, razem stanowilibyśmy niezwykłą potęgę gospodarczą, która koncentrowałaby główne drogi Eurazji.

Jeśli w najbliższym czasie nie stworzymy takiego sojuszu, nasi potomkowie będą tego żałować nie raz. I zostaniemy wchłonięci, jeśli nie przez Chiny czy Moskwę, to przez zachodnich neomarksistów.

Jednocześnie, patrząc na wydarzenia, zachodzące teraz w Moskwie, mogę przewidzieć, że w niedalekiej przyszłości Federacja Rosyjska upadnie i rozpoczną się tam procesy podobne do 1917 roku w Imperium Rosyjskim. Ale to już inna historia.

 

Redakcja

Fot. Pixabay

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *